Sukienka wymarzona, jak na ślub kościelny to dość nietypowa, ale co tam, lubię szyć nietypowo.
Suknia wyszła bardzo dobrze. Przede wszystkim duży biust miał kształt biustu i trzymał się na właściwej wysokości dzięki odpowiedniemu krojowi i wzmocnieniu fiszbinowym.
Wszystko widoczne na Pannie Młodej wyszło spod moich rąk (łącznie ze złotym bolerkiem ocieplanym polarem, co by Zuza nie zamarzła w kościele). Miało być tak, żeby na później jeszcze się przydało.
Płaszcz ślubny w takim wypadku nie mógł być biały, czy kremowy, bo szybko się brudzi. Z racji tego, że motyle na gorsecie miały trochę kolorów, szukałyśmy wełny odpowiadającej jednym z nich. Padło na brudny fiolet, w którym Zuza czuje się najlepiej:)
Dwa tygodnie po ślubie i skromnej uroczystości rodzinnej, odbyła się impreza dla znajomych w klubie. Suknia, więc musiała przejść lekką metamorfozę!
Ciach! i można biegać w niej już nie tylko do ślubu.