Mam jednak zapasy łikendowego słońca i właśnie postanawiam ich użyć z premedytacją! Nie będzie mnie zima straszyć, że idzie;)
Prezentuję Wam mój garnitur damski, który powstał w sumie na raty, mimo że od samego początku miał zostać stworzony z tej tkaniny. Spodnie uszyte hm... w marcu(?), żakiet w październiku, a materiał zakupiony w styczniu.
Ten przepiękny żakard urzekł mnie od pierwszego wejrzenia! Wchodząc do jednej z poznańskich hurtowni, ukazał się mym oczom przy samych drzwiach. "Taaak, z tego będę miała garnitur...z tego będę szyć garnitury dla babek!" i go kupiłam:) Niewiele, bo wystarczy jedynie na trzy komplety, ale nie wydaje mi się, że powinno być ich więcej. Materiał jest tak wyjątkowy, że w świecie powinno być ich tylko kilka sztuk (;D).
Żakiet bardzo prosty, z kołnierzem wyłożonym ze zwykłego prostego dekoltu. Spodnie zapinane na zamek kryty z tyłu. Myśląc o kroju całości, chciałam zachować minimalne minimum, ponieważ tkanina ma być na pierwszym planie...dlatego też żakiet nie ma (jeszcze(?)) guzików. Cały czas myślę co by tu wszyć, żeby nie rozłaził mi się w wietrzne dni.
Szukać przez kolejne tysiąc godzin ładnych guziczków, wszyć zatrzaski, czy może guziki obciągane tym samym materiałem?